czwartek, 3 maja 2012

zabierz festiwal do domu.

  Wiosna w pełni, a nas dzieli już tylko kilka dni od wydania moim zdaniem całkiem ciekawego albumu. Pod koniec maja każdego roku w Krakowie odbywa się Festiwal Muzyki Filmowej, do którego łapkę przykłada RMF Classic. Teraz potrwa on od 24 do 26 i będzie to już jego 5 edycja. Z tej okazji okazji 15 maja w sklepach pojawi się dwupłytowy, podsumowujący album, repertuarem nawiązujący zarówno do poprzednich, jak i do obecnej edycji. 

Howard Shore (źródło: last.fm)
  W gronie zagranicznych kompozytorów, których będziemy mogli usłyszeć na płycie znaleźli się m.in. Howard Shore (w tym roku zdobył nominację do Oscara za film Hugo i jego wynalazek), Tan Dun (znany przede wszystkim z Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka i Hero), Tom Tykwer (nie tylko kompozytor, ale również reżyser. Na płycie pojawia się z muzyką do Pachnidła: Historii mordercy), Joe Hisaishi (odpowiedzialny za muzykę w Spirited Away: W Krainie Bogów oraz moją ukochaną Księżniczkę Mononoke) czy Elliot Goldenthal (ten od Fridy, Wrogów Publicznych i świetnej Gorączki).

Leszek Możdżer (źródło: actmusic.com)

   Polska reprezentacja również nie jest słaba. Na płytach usłyszymy Jana AP Kaczmarka (tu za Marzyciela), Leszka Możdżera (w solowym wykonaniu Niewiernej), tematy Wojciecha Kilara (np. walc z Ziemi Obiecanej) i niepublikowane utwory z serialu Czas Honoru autorstwa Bartosza Chajdeckiego. Polaków będzie też wspierał Abel Korzeniowski z utworem And Just Like That z soundtracku do Samotnego Mężczyzny.



CD1

01. Księżniczka Mononoke - A Legend Of Ashitaka
02. Samotny Mężczyzna - And Just Like That
03. Marzyciel - The Park on Piano
04. Pachnidło: Historia Mordercy - Meeting Laura
05. Czas Honoru - Czas Wojny
06. Czas Honoru - Powrót
07. Kikujiro - Summer
08. Wiedźmin 2. Zabójcy Królów - Howl of the White Wolf
09. Ziemia Obiecana - Walc (1974)
10. Pachnidło: Historia Mordercy - Streets of Paris
11. Bankiet - Only For Love (Theme Song) 

 CD2

01. Gwiezdne Wojny - Main Title
02. Dzwonnik z Notre Dame - The Hunchback of Notre Dame Suite
03. Duży - Goodbye - Part Two
04. Wehikuł Czasu - I Don't Belong Here
05. Matrix - Ontological Shock
06. Siedmiu Wspaniałych - The Magnificent Seven Theme
07. Obcy Kontra Predator 2 - Aliens vs. Predator - Requiem
08. Niewierna - Unfaithful (piano variation)
09. Titanic - Southampton Suite
10. Obcy 3 - Adagio
11. Obcy: Decydujące Starcie - Bishop's Countdown
12. Mucha - The Finale
13. Star Trek: Pierwszy Kontakt - End Title
14. Chłopiec z Bębenkiem - Brand New Day
15. Passchendaele: Trzecia Bitwa - The Cross

źródło: cgm.pl

Wystarczy spojrzeć na tracklistę i już wiadomo, że będzie to prawdziwy miks. Szczególnie druga - taka trochę składanka THE BEST OF. Od Gwiezdnych Wojen przez Matrix do, uwaga, Titanica i Muchy. Ciekawe.

sobota, 14 kwietnia 2012

niezatapialne dźwięki.


źródło: film.interia.pl
  Równo 100 lat temu pewni na wyrost optymistyczni inżynierowie przekonali się, że nie warto szastać słowem „niezatapialny” na prawo i lewo. I choć niektóre osoby (jak pewien forumowicz o nicku „Mietek” z Onet.pl) uważają, że Titanic został zatopiony przez górę lodową stworzoną w sztucznych warunkach po to, by żydowscy producenci filmowi z Hollywood mogli zarobić grube miliony, to ja jednak zostanę przy tej romantycznej wersji sprzedanej mi przez Jamesa Camerona. 15 lat wstecz, w 1997 roku boski Leo DiCaprio po raz pierwszy (i jak przekonuje nas Polsat co święta, na pewno nie ostatni) nie wykorzystał swojej szansy i nie wlazł na drzwi, zamiast tego woląc się osunąć w ciemną, oceaniczną toń. Jak kto woli.

  Powiedzmy sobie szczerze: kto nie słyszał „My heart will go on” w wykonaniu Celine Dion? Radio Zet puszcza tę piosenkę średnio raz na tydzień, czasem raz na 4 dni. Lubi ją też Radio Złote Przeboje, a od dwóch dni Celina jest molestowana przez telewizję. Powód? Dziś mija setna rocznica zatonięcia Titanica.

źródło: wikipedia.org
  Soundtrack Titanica ukazał się 18 listopada 1997 roku i płynąc na fali popularności filmu, stał się z 30 milionami sprzedanych egzemplarzy (w Polsce 600 tysięcy) jednym z najchętniej kupowanych albumów wszech czasów i najlepiej sprzedającym się orkiestrowym soundtrackiem. Początkowo James Cameron chciał by muzykę do filmu stworzyła Enya. „Surowa” wersja filmu została opatrzona utworami tej irlandzkiej kompozytorki i wokalistki, aczkolwiek kiedy nie zgodziła się ona na współpracę z Cameronem, reżyser zdecydował się na Jamesa Hornera. Można powiedzieć, że z ciężkim sercem – relacje między Cameronem a Hornerem nie były najlepsze od czasów Obcego – decydującego starcia, ale po przesłuchaniu kompozycji do Braveheart. Waleczne serce, reżyser podjął współpracę.


 James Horner stworzył soundtrack inspirując się Enyą – pozbawione słów partie wokalne wykonała norweska piosenkarka Sissel Kyrkjebø, wybrana spośród 25 - 30 innych wokalistek. Kyrkjebø jest znaną sopranistką, która współpracowała między innymi z Plácido Domingiem, Josém Carrerasem czy Joshem Grobanem.

 
  Początkowo James Cameron nie chciał tworzyć „motywu przewodniego”, piosenki, która leciałaby przy napisach końcowych i reprezentowała film poza jego obrębem. Bał się, że zostanie oskarżony o podążanie w kierunku komercji. Jednak James Horner, nie mówiąc nic reżyserowi, w porozumieniu z Willem Jenningsem skomponował piosenkę i poprosił Celine Dion o zaśpiewanie jej. Cameron, gdy tylko ją usłyszał, natychmiast zmienił zdanie i tak „My heart will go on” stało się najbardziej rozpoznawalną piosenką Titanica. Singiel sprzedał się w ilości 15 milionów egzemplarzy na całym świecie, a jego wpływy widać w wielu „miłosnych balladach dla tragedii”, np. „I don't want to miss a thing” Aerosmith (Armageddon) czy „There you'll be” Faith Hill (Pearl Harbor).


  Soundtrack do Titanica odniósł ogromny sukces – na całym świecie został pokryty kilkukrotnie platyną. James Horner otrzymał za niego Oscara, Złoty Glob i Złotego Satelitę, a „My heart will go one” otrzymała nagrodę Akademii oraz Grammy w kategorii „Najlepsza piosenka”.
 
  Z okazji 100 rocznicy katastrofy i 15 lat po premierze filmu przygotowano specjalną niespodziankę dla fanów – oprócz super-ekstra-fajnej wersji 3D filmu, reedycję soundtracku, który większość z nich posiada wciąż na kasetach magnetofonowych. Na dwóch płytach CD pojawią się po pierwsze zremasterowane utwory z 1997 roku, a po drugie kompozycje zespołu I Salonisti, który w filmie grał muzyków przygrywających na pokładzie Titanica. James Horner postarał się i sprawdził, jakie utwory były grane podczas tragicznego rejsu.

 
  A na koniec, żeby nie było tak smutno, dorzucam mój ulubiony utwór z Titanica - „An Irish Party In Third Class”. Komentarzem do niego niech będą słowa meginmd, które znalazłam pod nagraniem na YouTube: „I dare you...I DARE YOU...to listen to this and NOT tap your foot along!”.


 


 Ach, no i jeszcze to...


niedziela, 1 kwietnia 2012

john williams is the man.

źródło: raymondscott.blogspot.com
Ikona. Cóż więcej powiedzieć? Kto nie słyszał (i nie zapamiętał) takich perełek jak motywy z Gwiezdnych Wojen, Indiany Jonesa czy chociażby z naszego (chyba można już powiedzieć narodowego) świątecznego pupila - Kevina samego w domu/Nowym Jorku? Opisywanie bohatera muzyką, wprowadzanie widzów w akcję - to definitywnie wychodzi mu najlepiej. I choć od kilku ostatnich lat nie stworzył nic szczególnego (powiedzmy sobie szczerze, ani Czas Wojny, ani Przygody Tintina muzycznie nie urywają żadnej części ciała) John Williams pozostaje zdecydowanie jednym z czołowych kompozytorów muzyki filmowej, o czym świadczą te, wydawałoby się nierzeczywiste, liczby:
  • Oscary: 47 (!!!) nominacji, w tym 5 statuetek
  • Złote Globy: 20 nominacji, w tym 4 statuetki
  • BAFTA: 10 nominacji, w tym 5 statuetek
  • Grammy: 31 nominacji, w tym 10 statuetek
  • nagrody Światowej Akademii Muzyki Filmowej: 11 nominacji, w tym 4 zwycięskie
John Williams urodził się 8 lutego 1932 roku (niedawno skończył 80 lat) w Nowym Jorku. Ukończył Uniwersytet Kalifornijski oraz prestiżową nowojorską  Juliard School of Music. Wypłynął na początku lat 50, tworząc muzykę do programów i seriali telewizyjnych. Do świata filmu zaproszono go po raz pierwszy w 1957 roku - skomponował wtedy wraz z Marlinem Skilesem i Alexandrem Couragem muzykę do kryminału My Gun Is Quick. Nie musiał długo czekać, by zostać docenionym - pierwsza nominacja do Oscara nadeszła w 1969 roku za film Dolina Lalek. Dziś John Williams jest autorem muzyki do prawie 100 filmów i zdecydowanie jednym z najczęściej nagradzanych kompozytorów. Poza muzyką filmową, przez 14 lat był szefem muzycznym orkiestry symfonicznej w Bostonie i odnosił wraz z nią wielkie sukcesy, a ostatnio pracuje tam jako dyrygent. Do jego mniej znanych osiągnięć należy tworzenie oprawy muzycznej do Igrzysk (np. Letnie w Los Angeles, Seulu, Atlancie i Zimowe w Salt Lake City).

Steven Spielberg na planie filmu Szczęki
Ważną częścią życia Johna Williamsa (jakkolwiek głupio to brzmi) stanowi Steven Spielberg. Panowie nakręcili razem 53 filmy, w tym 3 nagrodzone Oscarami. Spielberg nazywa go "poetą we mnie" - jego epickie dzieła zalane efektami specjalnymi i sporą dawką emocji pozwoliły kompozytorowi na wykorzystanie jego ulubionych elementów - fanfar, wielkich orkiestr i marszów. Williams skomponował muzykę do prawie wszystkich filmów Spielberga i można śmiało powiedzieć, że to dzięki niemu zrobił się sławny. Swoje 3 grosze dołożył do tego również George Lucas, dając kompozytorowi możliwość stworzenia oprawy muzycznej do swoich Gwiezdnych Wojen.

Małym uwieńczeniem kolaboracji Williamsa ze Spielbergiem i Lucasem jest ten klip. Moosebutter i Corey Vidal stworzyli wideo, w którym wyśpiewują acapella teksty z Gwiezdnych Wojen na melodię motywów przewodnich z Bliskich Spotkań Trzeciego Stopnia, Poszukiwaczy Zaginionej Arki, Supermana, E.T., Szczęk i Jurrasic Parku. Jest to element kampanii promocyjnej stworzonej przez fanów Star Wars przed wejściem do kin III części, Zemsty Sithów.




Następującą cześć tego posta próbuję stworzyć od 2 godzin. Otóż chciałam wybrać 5 moich ulubionych ścieżek dźwiękowych autorstwa Williamsa, ale po prostu nie potrafię tego zrobić :) Nie potrafię zrezygnować z Uśpionych na rzecz Amistad, czy wymienić Szeregowca Ryana na Poszukiwaczy Zaginionej Arki. Najłatwiej byłoby dla każdego z Was, by wpisać sobie jego nazwisko w wyszukiwarkę YouTube i zaszaleć przez następne kilka godzin, słuchając naprawdę świetnej muzyki. Jednak nie będę "taka" i zaproponuję Wam do odsłuchania 5 najczęściej wybieranych przeze mnie melodii.

  1. Skrzypek na dachu (Fiddler on the roof; reż. Norman Jewison, 1971)
    Mimo, iż muzyka nie jest do końca autorstwa Williamsa (jest to jego aranżacja) to chcąc nie chcąc, trudno jest mi nie wymienić tego filmu. I choć można by tu rzucić tytułem znanym wszystkim - If I were a rich man (polskie Gdybym był bogaczem [siabadaba]), to jednak Sunrise, Sunset było drugą rzeczą, po Heidi z Shirley Temple, która sprawiała, że płakałam, gdy miałam jakieś 5-6 lat. I dalej to robię.


  2. Hook (reż. Steven Spielberg, 1991)
    Hm, ile razy słyszę tę kompozycję, tyle razy mam ochotę wyskoczyć przez okno :) Jak łatwo się domyślić, nie dlatego, że jest okropna. Jednak, póki mieszkam na 3 piętrze, odpuszczę sobie takie pomysły. Nie wiem, czy wynika to z faktu, że Piotruś Pan jest moją ulubioną fikcyjną postacią, jak to mówią, EVERRR, a ja mam tendencję to ścisłego wiązania muzyki z bohaterem, ale to jest jeden z naprawdę lepszych soundtracków Williamsa. Podobnie do mnie zainteresowanych Piotrusiem Panem polecam dobry, bo polski musical teatru Roma autorstwa fenomenalnego tandemu Stokłosa + Przybora. Nagrania gdzieś jeszcze krążą w sieci.


  3. Wyznania Gejszy (Memoirs of a Geisha, reż. Rob Marshall, 2005)
    Można powiedzieć, że ten film ciągnie się w nieskończoność i można by go przerwać w 2 czy 3 miejscach z lepszym bądź gorszym skutkiem dla losów Sayuri. Ale co z tego? :) Wydaje mi się, że siedzenie w kinie bez ruchu przez prawie 2,5 godziny, oglądając fantastyczne zdjęcia i słuchając genialnej ścieżki dźwiękowej, rekompensuje niewychodzenie do łazienki po wypiciu 2-litrowej coli.


  4. Harry Potter i Kamień Filozoficzny (Harry Potter and the Sorcerer's Stone; reż. Chris Columbus, 2001)
    Coby nie powiedzieć o realizacji całej serii, trzeba przyznać, że Hedwig's Theme jest przykładem tego, jak fajna drogę może przejść motyw główny przez całą 7 (w przypadku filmów jednak 8) częściową serię, zmieniając się razem z bohaterem i atmosferą filmu. Z czasem bowiem temat przewodni Harry'ego Pottera stawał się (zresztą, tak jak i plakat) coraz bardziej mroczny i tajemniczy. Ja prezentuję pierwotną wersję utworu, od której wszystko się zaczęło.


  5. seria Gwiezdne Wojny (Star Wars; reż. [przede wszystkim] George Lucas)
    W ogóle nie będę obiektywna - Gwiezdne Wojny to jedne z moich ulubionych filmów, które mogę oglądać po milion razy i nigdy mi się nie znudzą. A ścieżka dźwiękowa to jeden z nienaruszalnych artefaktów tej serii. Nawet w nowszych częściach, które niestety jakościowo ustępują starszym (jak łatwo się domyślić, jestem fanką starej trylogii), soundtrack trzyma się wręcz genialnie. Dlatego postanowiłam zaprezentować dwa utwory (takie zboczenie, przykro mi :).



niedziela, 18 marca 2012

na styku muzyki i filmu. wywiad z dr markiem lisem.

źródło: nto.pl
Dziś niespodzianka :) Z małym poślizgiem chciałabym zaprezentować wywiad dotyczący soundtracków z ks. dr hab. Markiem Lisem. Jest on doktorem nauk komunikacji społecznej, doktorem habilitowanym teologii, a także kierownikiem Katedry Homiletyki i Środków Przekazu Wiary Wydziału Teologicznego UO. W tamtym semestrze wprowadzał pierwszy rok Dziennikarstwa w tajniki wiedzy o filmie, a w ubiegłym tygodniu miałam okazję porozmawiać z nim na temat Kubricka, tegorocznych Oscarów, a także polskich kompozytorów muzyki filmowej.


Często się zdarza tak, że tworzą się pary reżyserów i kompozytorów. Współpracują oni ze sobą przy wielu filmach, jak np. Kusturica i Bregović. Skąd fenomen tego zjawiska?

Wynika to z pewnego współodczuwania dzieła filmowego. Nie jest ono utworem, w którym pojawia się jakaś przypadkowa muzyka. Jest natomiast przez wielu twórców jest pomyślane w kategoriach pewnej całościowości oddziaływania na wyobraźnię widza. Proszę zwrócić uwagę na przykład na nagrodzonego Oscarem Artystę. Jest to film, którego paradoksem jest to, że próbuje nas wprowadzać w świat bez dźwięków. Całościowe przesłanie filmu pojawia się w scenie, gdy główny bohater jest przesłuchiwany przez radzieckich agentów. Wołają oni do niego (co możemy odczytać tylko z ruchu ich warg): „speak” („mów, odezwij się”). Bohater, który jest aktorem kina niemego, dochodzi do wniosku, że mowa, słowo są potrzebne. Zanim jednak słowo, tam najpierw słyszymy muzykę. Muzykę, która jest wkomponowana choćby przez obecność orkiestry, którą widzimy przed sceną, przed ekranem. I orkiestry, która wykonuje muzykę na żywo.
Historia soundtracków jest w ogóle historią szalenie złożoną. Stanowi pytanie o muzykę, która tak właściwie współfunkcjonowała z filmami od samego początku. Coś takiego jak kino nieme w gruncie rzeczy nie istniało...

Nie istniało? Tu pojawia się pewnie rola tapera.

Tak - zawsze był to albo taper, albo grupa muzyczna. Jednak bardzo szybko twórcy filmów doszli do wniosku, że tworzenia muzyki nie można powierzać przypadkowym wykonawcom (pianistom, taperom), ponieważ każdy film ma swój specyficzny klimat. Zaczęto więc dostarczać zamkniętą razem z taśmą filmową w puszce, zapisaną na papierze muzykę. Zawierała wszelkie wskazówki, jak ma być wykonywana – żywiołowo, spokojnie, smutno, wolno. Co robił Chaplin, który tworzył swoje filmy, kiedy kino jeszcze nie miało fizycznej możliwości zapisu dźwięku? Sam pisał muzykę, ponieważ filmy nie mogły jej utrwalić i odtworzyć. Dzisiaj często się zdarza, że to kompozytorzy na zamówienie tworzą ścieżkę dźwiękową ilustrującą, kreującą emocje, muzykę, która współniesie znaczenia. Żeby przyjrzeć się temu z bliska, wystarczy zobaczyć chociażby Lśnienie Stanleya Kubricka. Zorientujemy się wtedy, jak dalece neutralne obrazy są wzmacniane albo przekształcane znaczeniowo właśnie przez to, że pojawia się w nich groźna, niepokojący, straszna muzyka.

"Here's Johny!" - kadr z filmu Lśnienie

Jednak krąży wiele opinii, że soundtracków z dzieł tego akurat reżysera nie da się słuchać poza filmem.

Ależ oczywiście, że się nie nadają do tego! Proszę sobie przypomnieć film 2001: Odyseja Kosmiczna. Mam wrażenie, że nie ma w nim żadnej muzyki oryginalnej, napisanej specjalnie dla niego. Tak, jak to robił chociażby Williams dla Spielberga, czy Ennio Morricone dla 500 dzieł filmowych, które dźwiękowo ilustrował. W przypadku 2001: Odysei Kosmicznej mamy do czynienia z sięgnięciem do repertuaru muzyki klasycznej. Nabiera ona zupełnie nowych znaczeń bądź też przypominane są te znaczenia, o których myślał kompozytor. Also sprach Zaratustra (Tako rzecze Zaratustra) nagle staje się potężnym hymnem ukazującym pewną przemianę kulturową czy mitologiczną w scenie, gdy widzimy jak człowiek staje się z małpy człowiekiem.




Inny przykład: słyszymy dźwięki Nad pięknym modrym Dunajem, do tej pory kojarzące się nam z Wiedniem czy koncertem noworocznym, a w tym filmie nabiera ona charakteru kosmicznego, międzyplanetarnego. Widzimy potężne stacje orbitalne, które się obracają, kręcą – jest to właściwie taniec człowieka wobec gwiazd, wobec planet, wobec przestrzeni. Muzyka z tego filmu Kubricka jest muzyką interesującą, znaną. Jednak z całą pewnością zestawienie potem na płycie takich przypadkowych fragmentów, staje się tylko i wyłącznie składanką. Bo co ma wspólnego twórca z XIX wiecznej epoki romantyzmu niemieckiego z klasycyzmem, czy chociażby muzyką taneczną wiedeńską? Wydaje się to przypadkowe, natomiast jest usprawiedliwione narracją obecną w samym filmie.

Podobnie jest z Mechaniczną Pomarańczą i dość nietypowym użyciem Beethovena, prawda?

Martin Scorsese
(źródło: fdb.pl)
Tak, tak – proszę zauważyć, że jest to metoda pracy różnych kompozytorów, a może nawet bardziej reżyserów. Są tacy, którzy sięgają po muzykę istniejącą po to, by coś uprawdopodobnić albo istnieją na zasadzie pewnego kontrapunktu, jeżeli używamy języka muzycznego. Na przykład Martin Scorsese rzadko korzysta z muzyki pisanej przez kompozytorów. Jeżeli opowiada swoje historie, dziejące się w jego „Małej Italii”, a więc na nowojorskich Ulicach nędzy pełnych przestępczości i cwaniaków, to używa muzyki realnej. Takiej, jaką ci ludzie mogliby słyszeć ze swoich odbiorników radiowych czy w knajpach, do których chodzą. Wyjątkiem jest wykorzystanie potem Petera Gabriela do Ostatniego kuszenia Chrystusa, gdzie próbuje opowiedzieć historię muzyką.

Poza tym wystarczy obejrzeć wyreżyserowany przez niego koncert The Rolling Stones, żeby przekonać się, w jaki sposób odbiera on muzykę.

Otóż to! To jest ktoś, kto wie czym ona jest i jakie duże ma znaczenie także z ekranowego punktu widzenia. Tu się w pełni zgadzam.

Wracając jeszcze na moment do duetów filmowych, czy wydaje się Panu, że jest to taka recepta na sukces?

Trzeba pamiętać też o tym, że twórcy bywają bardzo różni i bardzo nierówni. Przykładem tego jest Zbigniew Preisner. Razem z Krzysztofem Kieślowskim współtworzył on jedną z filmowych par – współpracowali ze sobą od 1984 roku od Bez końca, aż do ostatniego filmu Kieślowskiego, czyli Trzy kolory: Czerwony. Są to filmy, w których muzyka pełni ważną rolę. Może mniejszą w Dekalogu, gdzie się pojawia tylko momentami i tylko dla podkreślenia czegoś niesłychanie ważnego, jakiejś zmiany. O ile Dekalog jest bardzo oszczędny muzycznie (dosłownie po 3-4 wstawki w godzinnym filmie), o tyle Trzy kolory: Niebieski jest filmem w gruncie rzeczy muzycznym, o pisaniu muzyki. Podobnie Podwójne życie Weroniki: opowiada o dziewczynie, która śpiewa. Muzyka jest dla niej niesłychanie ważna i potem przeżywa ją również jej sobowtór, bliźniaczka. Jest to interesujące, ponieważ uważny widz, który przyjrzy się dziełom Kieślowskiego od Bez końca, poprzez filmy z serii Dekalogu, Podwójne życie Weroniki, a skończy na serii Trzy kolory, to odkryje że to jest ta sama muzyka, która się rozwija. Nabiera nowych form i kształtu - marsz żałobny rozbrzmiewa po raz pierwszy w Bez końca po to, by stać się muzyka dokończoną i kompletną dopiero właściwie 10 lat później w Trzech kolorach: Niebieskim. Preisner staje się znaczący dla zrozumienia filmów Kieślowskiego, więc widać, jak duże znaczenie mają jego kompozycje. Choć sam z muzycznego punktu widzenia jest twórcą raczej przeciętnym.

To znaczy?

żródło: filmweb.pl
To w jakie ma pomysły na frazy muzyczne, jak instrumentalizuje, świadczy o tym, że to nie jest genialna muzyka. To nie jest muzyka, której by można było słuchać chętnie i w całości, natomiast staje się ona ważna w takim czy innym filmie. Trzeba absolutnie przywołać nazwisko Kilara, który od wielu dziesięcioleci współpracuje w duecie z Krzysztofem Zanussim. Jest on jednak wytrawnym kompozytorem - jego muzyka jest znacznie lepszej jakości: piękniej pisana, bardziej inteligentna. Zresztą Kilara ma pewne utwory, które co jakiś czas wracają. Przykładem tego może być wymyślony dla Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy Polonez, bez którego trudno by sobie wyobrazić większość zabaw licealnych czy na pożegnanie szkoły. Muzyka tylko filmowa staje się więc muzyką znaczącą. Możemy mówić o zupełnie odwrotnym kierunku niż u Scorsesego, o którym wspominaliśmy. Tu mamy film, który zaproponował tak piękną muzykę, że potem wszyscy chcieli słuchać tej muzyki niezależnie od filmu. A wszystko to rozgrywa się na polu spotkania potężnych rzeczywistości kulturowych, jaką jest muzyka, a z drugiej strony film.  

niedziela, 26 lutego 2012

and the oscar goes to...

 Już za niecałe dwie godziny rozpocznie się 84 gala rozdania Oscarów, jednych z największych, a już na pewno najsłynniejszych nagród przyznawanych ludziom filmu. Co prawda, od kilku dobrych lat Oscary tracą nieco na moim uznaniu, przyznając statuetki ludziom, którym się one należą (bo np. nie wygrali rok wcześniej. Lub cztery lata z rzędu), a nie tym, którzy faktycznie na nie zasługują. Również ostatnia gala pozostawiła po sobie niesmak. Melissa Leo i jej soczyste "fucking easy" pointowało rozwój poziomu całego wydarzenia na przestrzeni lat - od skromnej, niemal omdlewającej Audrey Hepburn, przez Marlona Brando odmawiającego przyjęcia nagrody z powodu traktowania Indian, na pokazie łaciny kuchennej kończąc. 
 Tak czy inaczej, z tej okazji przygotowałam dla Was małe zestawienie nominowanych w kategorii muzyka. W tym roku jest to pięć filmów: 

  1. Artysta (reż. Michel Hazanavicius) - film o początkach udźwiękowienia w kinie. Według użytkowników portalu YouTube, wystarczy usłyszeć pierwsze 10 sekund motywu przewodniego, żeby wiedzieć, kto w tym roku zdobędzie Oscara. Kto odpowiada za magię? Ludovic Bource - stworzył muzykę przyprawiającą o ciarki, "sprytną", a przede wszystkim wierną stylistyce lat, o których opowiada. Za Artystę zdobył już BAFTA, Cezara i Złoty Glob. Nie zdziwiłabym się więc, gdyby dzisiejszej nocy, odbierając kolejną statuetkę, wrzasnął ze sceny "Jackpot!".


  2. Czas wojny (reż. Steven Spielberg) (tradycyjnie nietrafione polskie tłumaczenie tytułu. W oryginale brzmi on War Horse i odnosi się do fabuły filmu. U nas natomiast budzi skojarzenie ze średniej jakości serialem emitowanym przez polską telewizję publiczną) - autorem ścieżki dźwiękowej do filmu jest nie kto inny niż John Williams. W tym roku ma jednak podwojone szanse - oprócz Czasu wojny, do walki o statuetkę stają również Przygody Tintina. W sumie Williams w swojej karierze zdobył aż 47 nominacji, wygrywając 5 Oscarów. Czy po człowieku, który stworzył takie legendy jak motywy przewodnie Gwiezdnych Wojen, Indiany Jonesa czy Supermana można się spodziewać, żeby zrobił coś na "odwal się"? Nie sądzę.


  3. Szpieg (reż. Thomas Alfredson) - autorem muzyki jest Alberto Iglesias, wcześniej dwukrotnie nominowany za filmy Wierny ogrodnik i Chłopiec z latawcem. Film nazwany przez Filmweb "dwugodzinnym orgazmem" emanuje chłodem i stylistyką lat 70. Szpieg wyraźnie odróżnia się od innych przedstawicieli tego gatunku - jeśli szukamy sensacyjności czy szybkich zwrotów akcji, to nie tędy droga. A muzyka? Stanowi zgrabne dopełnienie: nieśpiesznie, subtelnie wypełnia akcję i dostosowuje się do niej. Nie staje się on jednak tylko tłem - wystarczy posłuchać utworu "Tarr and Irina", by przekonać się samemu.


  4. Hugo i jego wynalazek (reż. Martin Scorsese) - film jest hołdem złożonym Georges Meliesowi - twórcy celuloidowych snów. Kompozytor ścieżki dźwiękowej do Hugo, Howard Shore jest weteranem muzyki filmowej - odpowiada za skomponowanie muzyki do ponad 60 filmów (takich jak Milczenie owiec, trylogię Władcy Pierścieni, Siedem, Azyl a nawet Pani Doubtfire). W filmie Martina Scorsese najpierw za pomocą delikatnego "plumkania" pianina kreuje on bajkowy nastrój, który z czasem zgrabnie nabiera francuskiej maniery, dzięki charakterystycznemu dźwiękowi akordeonu.


  5. Przygody Tintina (reż. Steven Spielberg) - film będący adaptacją klasycznego belgijskiego komiksu o przygodach tytułowego bohatera, to drugi na tegorocznej gali rozdania Oscarów efekt współpracy Spielberga i Williamsa i 53 w ogóle. Wielu fanów było rozczarowanych faktem, iż John Williams nie zawarł motywu przewodniego Przygód Tintina znanego z kreskówki, zapominając, że film jest adaptacją komiksu, nie zaś serialu telewizyjnego. Tymczasem muzyka bardzo przypomina mi głównego bohatera - jest na swój sposób sprytna, przekorna. Stąd szerokie użycie klarnetu, saksofonu czy akordeonu. 

piątek, 24 lutego 2012

sing! never mind the words.

 Czym byłby Titanic bez Celine Dion? Co zrobiliby George Lucas i Steven Spielberg bez Johna Williamsa? I czy Dustin Hoffman byłby prawdziwym, zblazowanym Absolwentem, gdyby nie Simon & Garfunkel? To pytania, nad którym raczej nigdy się nie zastanawialiśmy. Dlaczego? W naszej świadomości czasami tak silnie łączymy soundtrack z filmem, że staje się on jego etykietą, znakiem rozpoznawalnym. Dobrze dobrana muzyka więc już nie tylko buduje i wzmacnia nastrój, ale niesie ze sobą określoną identyfikację. Nie wspominając nawet o tym, jakim staje się dzięki temu świetnym narzędziem reklamy. Czasem naprawdę nie trzeba wiele, by to wywołać taki efekt. "Du-dun" - dwie nuty, nic więcej. I już wiemy, że chodzi o Szczęki Spielberga. 

 I pomyśleć, że jeszcze w 1936 roku Charlie Chaplin w Modern Times wyśmiewał ideę filmu udźwiękowionego, mimo że takowe powstawały wtedy już od kilku dobrych lat. Sam musiał się przecież poddać modzie. Poniżej słynna Titina, piosenka z historycznym tekstem ;)


 Bloga poświęcam więc ścieżkom dźwiękowym  - tym znanym oraz nieznanym, ich autorom i oczywiście filmom, w których się pojawiają. Temat jak najbardziej obszerny i interesujący nie tylko dla zawziętych kinomanów. Będą się tu pojawiać małe recenzje poparte "dowodami rzeczowymi", czyli linkami do rzeczonej muzyki. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać Was, że film faktycznie stoi soundtrackiem. :)