piątek, 24 lutego 2012

sing! never mind the words.

 Czym byłby Titanic bez Celine Dion? Co zrobiliby George Lucas i Steven Spielberg bez Johna Williamsa? I czy Dustin Hoffman byłby prawdziwym, zblazowanym Absolwentem, gdyby nie Simon & Garfunkel? To pytania, nad którym raczej nigdy się nie zastanawialiśmy. Dlaczego? W naszej świadomości czasami tak silnie łączymy soundtrack z filmem, że staje się on jego etykietą, znakiem rozpoznawalnym. Dobrze dobrana muzyka więc już nie tylko buduje i wzmacnia nastrój, ale niesie ze sobą określoną identyfikację. Nie wspominając nawet o tym, jakim staje się dzięki temu świetnym narzędziem reklamy. Czasem naprawdę nie trzeba wiele, by to wywołać taki efekt. "Du-dun" - dwie nuty, nic więcej. I już wiemy, że chodzi o Szczęki Spielberga. 

 I pomyśleć, że jeszcze w 1936 roku Charlie Chaplin w Modern Times wyśmiewał ideę filmu udźwiękowionego, mimo że takowe powstawały wtedy już od kilku dobrych lat. Sam musiał się przecież poddać modzie. Poniżej słynna Titina, piosenka z historycznym tekstem ;)


 Bloga poświęcam więc ścieżkom dźwiękowym  - tym znanym oraz nieznanym, ich autorom i oczywiście filmom, w których się pojawiają. Temat jak najbardziej obszerny i interesujący nie tylko dla zawziętych kinomanów. Będą się tu pojawiać małe recenzje poparte "dowodami rzeczowymi", czyli linkami do rzeczonej muzyki. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać Was, że film faktycznie stoi soundtrackiem. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz